poniedziałek, 12 października 2015

Nadzieja I




Najciszej jak tylko potrafił przedzierał się przez ciemności jednego z opustoszałych, przeznaczonych do wyburzenia budynków.  Wiedział, że nie zostało mu dużo czasu. Kiedy znalazł się pod ogromnymi, spróchniałymi drzwiami, usłyszał rozdzierający ciszę krzyk kobiety. Nie zastanawiając się nawet przez minutę, otworzył drzwi z łoskotem, stając oko w oko ze swoim przeznaczeniem…


           
     Pewnego letniego popołudnia promienie słoneczne leniwie wdzierały się do pomieszczenia przez nie do końca zasłonięte żaluzje, swobodnie opadając na twarz młodej kobiety. Brunetka leniwie podniosła wzrok na elektryczny zegarek leżący na komodzie. Dochodziła trzecia. Powoli podniosła się z łóżka i skierowała do łazienki. Wchodząc pod prysznic, odkręciła kurek z wodą, której krople powoli zaczęły spływać po jej nagim ciele.
— To już koniec — szepnęła do siebie, wmasowując  we włosy swój ulubiony szampon.  Po piętnastu minutach wyszła spod prysznica i owinęła się puchowym ręcznikiem. 
Podeszła do lustra i przetarła dłonią jego zaparowaną taflę, ukazując tym samym widok czerwonych i podkrążonych oczu. Zdecydowanie jej poprzednia noc nie należała do najlepszych.  Powolnym ruchem sięgnęła po różdżkę i jednym zaklęciem doprowadziła się do porządku.  Wróciła do sypialni i stanęła przed olbrzymią szafą, na drzwiach której powieszone było równie ogromne lustro.  Ręcznik, który do tej pory służył za jej ubranie, swobodnie opadł na ziemię, a ona spojrzała w lustro, wzrokiem badając każdy najmniejszy kawałek swojego ciała.  Kilka siniaków i blizn to wszystko, co zostało z jej małżeństwa z Olivierem.  


Siedem długich lat przepełnionych jej strachem, a jego nienawiścią. A miało być inaczej, przecież kiedyś taki nie był. Dawniej był w stanie dać jej gwiazdkę z nieba. Teraz nie chciał dać jej nawet rozwodu. Rok po roku burzył jej pewność siebie. Cios za ciosem niszczył jej dumę, kiedy klęczała przed nim i błagała, żeby już przestał. Śmiał się jej wtedy w twarz i zaciskał swoje ogromne łapska na jej drobnych nadgarstkach. Dzień za dniem zabierał jej wszystko, co było dla niej cenne. Najpierw namówił ją do przeprowadzki do innego miasta. Zgodziła się. Po roku stwierdził, że wystarczy, gdy jedno z nich będzie pracowało. Oczywiście tym jednym z nich był on sam. Po dwóch latach zaczęli mu przeszkadzać jej przyjaciele. Kazał jej znaleźć sobie nowych, a ze starymi nie utrzymywać kontaktu. Początkowo się postawiła, twierdząc, że on nie miał prawa decydować o tym, z kim ona się spotykała.  Kosztowało ją to złamane żebro i parę siniaków w okolicy oczu. Odpuściła, myślała, że jak będzie robiła to, czego Oliver chciał, to tego rodzaju sytuacja się nie powtórzy. Jakie było jej zdziwienie, gdy parę miesięcy później wpadł wściekły do domu, oskarżając ją o romans. Tłumaczyła mu, że od kilku tygodniu, na jego wyraźną prośbę, przestała wychodzić z domu. Nic, żadne argumenty do niego nie docierały. Bił na oślep. Kiedy wydawało się jej, że jeszcze jeden cios i umrze, on przestał, zostawiając ją samą w domu na całą noc. Nie była głupia, doskonale wiedziała, gdzie chodził. Przecież to było oczywiste, że miał kochankę.
Dobrze pamiętała dzień, kiedy upokorzona i zraniona w ramach buntu wyszła z domu na zakupy. Postanowiła, że ma dość wszystkiego i jak typowa kobieta chciała poprawić sobie humor zakupami. Wchodząc do jednego ze sklepów, wpadła na wysokiego blondyna, który zapatrzony w swojego smartphona zupełnie jej nie zauważył. Gdyby nie jego szybka reakcja, najprawdopodobniej upadłaby na ziemię. Złapał ją delikatnie za ramię, powodując niemiłosierny ból jeszcze świeżych ran. Jej grymas na twarzy lekko go zaskoczył. Jednak ona przeżyła jeszcze większy szok, gdy spojrzała w jego oczy, te przeklęte błękitno-szare oczy, które tak dobrze znała ze szkolnych lat. Od razu przypomniała sobie  ich spotkanie podczas  bitwy o Hogwart. Uratował jej życie. Gdyby wtedy nie zabił swojej ciotki, zanim ta zdążyła rzucić w nią zaklęcie, byłaby teraz martwa. Kilka niezbędnych później słów sprawiło, że cała ich przeszłość przestała mieć znaczenie. Wybaczyli sobie.
— Hermiona — szepnął zdziwiony mężczyzna. Nie spodziewał się spotkać w tej okolicy żadnego ze swoich byłych znajomych.
— Draco. — Wymusiła na sobie delikatny uśmiech.
Pomyślał, że pewnie za mocno złapał ją za rękę, stąd taka reakcja.
— Co cię sprowadza do Hedrow? — zapytał nadal zaskoczony.
— Mieszkam tu od sześciu lat — powiedziała, unikając jego wzroku. Na pewno zauważyłby jej zapuchnięte od płaczu oczy.
— Nie widziałem cię w ogóle w okolicy — odpowiedział, mrużąc oczy. Zawsze tak robił, gdy coś przykuwało jego uwagę. — Mieszkam tu od roku — dodał.
Zauważyła mieszaninę irytacji, zaciekawienia i czegoś, czego od dawna nie widziała w niczyich oczach - troski. Spanikowana pomyślała, że zaraz zacznie ją wypytywać i chciała powiedzieć, że musi już iść i że miło było go spotkać, ale ubiegł ją, proponując jej kawę i ciastko. 
Zgodziła się. Sama nie wiedząc czemu. W końcu Oliver kazał jej znaleźć nowych przyjaciół, pomyślała z irytacją.
Udali się do pobliskiej kawiarenki. „Słowik” urządzony był w starodawny sposób, z magicznym sklepieniem podobnym do tego w Hogwarcie, tylko sto razy mniejszym.  Przez godzinę wspominali dawne czasy. Później Draco musiał wracać do pracy, ale poprosił ją o kolejne spotkanie za tydzień, we wtorek o pierwszej po południu w tym samym miejscu.
Wracając do domu, cieszyła się jak dziecko. Nie pamiętała już, kiedy ostatnio tak dobrze się bawiła.  Na szczęście Oliviera jeszcze nie było. Przebrała się w wygodny dres i zabrała się za gotowanie obiadu.
Ich spotkania po pewnym czasie stały się regularne. Pewnego popołudnia Draco zapytał:
— Nie opowiedziałaś mi jeszcze o swojej rodzinie. — Uśmiechnął się do niej delikatnie.
— Skąd wniosek, że mam rodzinę? – zapytała przekornie.
— A chociażby z obrączki na twoim palcu – stwierdził, wskazując na prawą dłoń Hermiony.  
Jej humor jakby na chwilę się ulotnił, co nie uszło uwadze blondyna.
— Jak nie chcesz, nie musimy o tym rozmawiać – dodał szybko, widząc jej reakcję.
— Problem w tym, że nie ma o czym rozmawiać. – Uśmiechnęła się smutno, po czym zmieniła temat.
Już więcej o to nie zapytał. Skoro nie chciała o tym mówić, to najwyraźniej miała jakiś powód, a on nie chciał na siłę z niej tego wyciągać. 
Z każdego spotkania oboje wracali szczęśliwi. Blondyn, który do tej pory nie znalazł sobie stałej partnerki, odnalazł w Hermionie swoją bratnią duszę. Lubili te same książki, te same filmy, nawet kawę pili taką samą. Jedyne, co ich różniło, to to, że pasją Draco był sport, a Hermiona wprost go nie znosiła. Chociaż podziwiała to, jak daleko zaszedł jako ścigający.  W końcu nie byle kto zostawał kapitanem drużyny Anglii w tak młodym wieku. Uwielbiał spędzać czas na rozmowach z brązowowłosą, które początkowo odbywały się tylko raz w tygodniu, a po pewnym czasie już co drugi dzień. Zastanawiało go, dlaczego Hermiona nosiła obrączkę, ale nigdy nie wspominała o rodzinie. Miał nadzieję, że kiedyś się dowie.
Kiedy 16 grudnia czekał na nią w kawiarni, a ona się nie pojawiła, poczuł, że coś jest nie tak. Jednak nie wiele mógł zrobić, bo Hermiona nigdy nie podała mu swoich namiarów.  Kiedy kilka dni później również jej nie było, zaczął się poważnie martwić. Przecież już od ponad roku spotykali się w tej kawiarence. Co takiego mogło się stać, że dziewczyna nie pojawiła się już drugi raz? Niestety był bezradny. Musiał cierpliwie czekać. W Wigilię w miejscowej gazecie przeczytał artykuł na ostatniej stronie o żonie wpływowego biznesmena, która spadła ze schodów w swoim mieszkaniu. Jego serce stanęło na kilka sekund, kiedy w kobiecie ze zdjęcia rozpoznał Hermionę. Spojrzał na datę jej wypadku. 16 grudnia…




          

10 komentarzy:

  1. Jeju, jakie to świetne!
    Znalazłam Twoje opowiadanie przez Dwa Światy i nie żałuję, że je przeczytałam. Jest genialne, inne od tych, które wcześniej czytałam ;)
    Podoba ni się to, jak przedstawiłaś historię Hermiony i jak wykreowałaś postać Draco. Dobre przedstawienie Malfoy'a to według mnie już połowa sukcesu, a Tobie bezapelacyjnie się to udało <3
    Na pewno zostanę tu na dłużej, już dodaję do obserowanych :)
    Gorąco pozdrawiam i życzę weny! Johanna Malfoy
    PS. Zapraszam do mnie na non-canon-ships-are-better.blogspot.com ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dobrze się zapowiada wiec czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dobrze się zapowiada wiec czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dobrze się zapowiada wiec czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej ;) trafiłam tu przez bloga dwa światy. I szczerze mówiąc jestem zawiedziona... Miałam nadzieje że będzie więcej niz 1 post ;(((((((((((
    Świetny początek, szalenie mi sie podoba naprawdejesgem pod ogromnym wrażeniem Twojego stylu. Czekam czekam czekam! Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo mi się spodobało i czekam na więcej 😘

    OdpowiedzUsuń
  7. Podobnie jak większość trafiłam tu przez Dwa Światy;) Bardzo podoba mi się twój styl pisania, bardzo ładnie układasz fabułę i dozujesz fakty. ;) Zaciekawilas mnie niezmiernie tą pierwszą częścia jak mniemam prologiem ;) Historia zapowiada się świetnie także z niecierpliwością czekam na dalsze rozdziały, mam nadzieję, że już niedługo!;) pozdrawiam, życzę dużo weny i mam nadzieje że już niedługo przywitasz nas nowym bardzo dobrym rozdzialem ;*
    Julka
    P.S czy ja nie zbyt wiele razy powtarzam wyraz 'bardzo' ? ; D

    OdpowiedzUsuń
  8. Opowiadanie zapowiada się wręcz wspaniale :) czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Opowiadanie zapowiada się wręcz wspaniale :) czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Witam!
    Ja z Dwóch Światów przybywam ;D Zaciekawiła mnie Twoja historia, więc wpadłam. Rozdział świetny.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Theme by Mia