Witam wszystkich :)
Pędzę, pędzę i pędzę :D Rozdział znowu wcześniej :) Mam nadzieje, że się nie obrazicie :) W ramach podziękowań, że chce się Wam komentować
moje wypociny, rozbudowałam kolejne rozdziały :) i nie skończymy na X notkach
:) jeszcze nie wiem ile ich wyjdzie :) dodałam również
poboczny wątek, który będę się starała rozwinąć, ale nie wiem co z tego
wyjdzie, dlatego nie chce nic obiecywać :) Ok dość mojej paplaniny :) zapraszam
na rozdział i życzę dobrej nocki ;)
Wasza Dreamer
Ciemna, śmierdząca stęchlizną cela, dla której jedynym źródłem światła
była wisząca na ścianie lampa naftowa. Z oddali słychać było jęki i
pokrzykiwanie innych więźniów. Ciemnowłosy mężczyzna siedział zgarbiony na
swojej pryczy. Niegolona od miesięcy broda swędziała go niemiłosiernie. Jego
oczy wyrażały czystą nienawiść i szaleństwo połączone z chęcią mordu. Ilekroć
je zamykał i widział, jak drobna brunetka przytulała się do wysokiego blondyna,
ogarniała go wściekłość, która paliła go od środka żywym ogniem.
To wszystko jego wina. To on odebrał mu wolność i żonę. Po chwili
ponownie zamknął oczy i zobaczył swojego przyjaciela ze szkolnych lat. Zeznania
Alexa sprawiły, że wylądował w tym ohydnym miejscu, z którego obecnie nie było
ucieczki. Po widowiskowym zniknięciu kilku śmierciożerców, w tym Bellatrixs
Lestrange, Ministerstwo wzmocniło straże, oraz zaklęcia ochronne więzienia.
Jednak to nie jego zdrada bolała go najbardziej. Spodziewał się jej w momencie,
gdy zagroził jego rodzinie - doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak Alex
kocha żonę i córkę. To była kwestia czasu, kiedy ten zdrajca wbije mu nóż w
plecy. Co prawda nie spodziewał się, że wszystko tak się skończy. Gdyby to
wiedział, pozbyłby się go, gdy jeszcze miał okazję. Po chwili znowu przed
oczami stanęła mu postać kobiety. Uśmiechającej się i szczęśliwej. Przy nim
nigdy tak się nie cieszyła. Do niego nigdy tak się nie uśmiechała. Jej oczy
nigdy nie błyszczały takim blaskiem, kiedy patrzyła na niego. Nigdy nie widział
tych przeklętych iskierek w jej spojrzeniu.
Chociaż…
Była słoneczna niedziela. Dwójka zakochanych ludzi spacerowała plażą,
znajdującą się na Lazurowym Wybrzeżu we Francji. Wkoło nich znajdowało się
mnóstwo zadowolonych i roześmianych ludzi. Jednak oni nie zwracali na nich
uwagi pochłonięci rozmową. Brunetka ubrana była w zielone, skąpe bikini, które
odsłaniało jej jędrne, dwudziestoletnie ciało. Ogromne okulary przeciwsłoneczne
przysłaniały orzechowe błyszczące radością oczy. Obok kobiety szedł wysoki
mężczyzna w granatowo-zielonych spodenkach bahama. Każdy jego ruch eksponował
jego pięknie wyrzeźbione mięśnie. Jego dłoń spoczywała na biodrach
brązowowłosej.
— Zdecydowanie nowa ustawa umożliwiająca piętnastolatkom czarować poza
szkołą nie ma szans na wejście w życie, Wizengamot ją odrzuci. Młodzież w tym
wieku nie jest na tyle dorosła, aby podejmować decyzje o użyciu czarów przy np.
mugolach, Olivierze — powiedziała zdecydowanie brunetka.
— Z tego, co pamiętam twój kolega, kochanie, jakoś sobie dał radę -
zaśmiał się brunet.
— Ale w przypadku Harry’ego to była całkowicie inna sytuacja. Po za
tym, Potter był i jest nad wyraz dojrzały jak na swój wiek — stwierdziła,
jednocześnie zbywając jego argument
— Może masz rację — zastanowił się. — Zmieńmy może temat. — Uśmiechnął
się ugodowo. — Mam dla ciebie niespodziankę, Miona.
Brązowowłosa popatrzyła na niego zaskoczona.
— Zdecydowanie mnie rozpieszczasz, uważaj, bo się przyzwyczaję —
odpowiedziała, jedną ręką zdejmując swoje okulary, a drugą grożąc mu palcem, a
w jej dużych brązowych oczach zatańczyły wesołe iskierki.
— Kobiety należy rozpieszczać — powiedział, sięgając do kieszeni
swoich kąpielówek. Wyciągnął z niej małe pudełeczko i wręczył jej. Brunetka
przyglądała mu się chwilę z zaciekawieniem, po czym uchyliła wieczko. W środku
znajdowały się piękne złote kolczyki z rubinowymi kamieniami. — Będą pasowały
do naszyjnika, który dostałaś na urodziny — dodał, uśmiechając się.
— Naprawdę nie powinieneś kupować mi tyle prezentów — zawstydziła się
Hermiona. — Nie mogę ich przyjąć... To za dużo, Olivierze — dodała, zamykając
pudełeczko. Mężczyzna uśmiechnął się na jej słowa, po czym zamknął jej drobne
dłonie w swoich.
— Powinnaś, zasługujesz na wszystko, co najlepsze. — Pochylił się
powoli w jej kierunku i złożył na jej ustach zmysłowy pocałunek. — Kocham cię —
szepnął, patrząc głęboko w błyszczące radością oczy dziewczyny.
Było im wtedy tak dobrze. Kiedy wszystko się zmieniło? Nie
pamiętał nawet dnia, w którym z jej oczu zniknęły te wesołe iskierki.
Czy to mogła być moja wina?, zastanawiał się.
Po chwili jednak zrozumiał, że to on się jej znudził, że to ona poszukała
kogoś nowego. To wszystko, co się stało było całkowicie jej winą. To na niej
powinien się odegrać. To ona powinna najbardziej odczuć jego gniew.
Była w błędzie, myśląc, że ma go z głowy. JEGO nie można było się tak
łatwo pozbyć. Popamięta go jeszcze. Chociaż miałby gołymi rękoma rozwalić
ściany Azkabanu, to je rozwali i sprawi, że jego żona wróci do niego, błagać o
przebaczenie. Była, jest i będzie zawsze jego. Nieważne, gdzie się schowa,
jakiego obrońcę sobie znajdzie.
Panującą ciszę przerwał szept pochodzący z celi obok.
— Masz problem z Malfoyem? — Usłyszał głos dochodzący z cienia.
— Nawet jeśli, to nic ci do tego — warknął ochryple Webber.
Szaleńczy śmiech poniósł się po korytarzach więzienia. Powoli z cienia
wyłaniał się mężczyzna w wieku około czterdziestu sześciu lat. Jego twarz
zdobiły liczne blizny. A czarne oczy, zasłonięte równie ciemnymi włosami, nie
wyrażały żadnych emocji.
— Chętnie pomogę opuścić ci twój luksusowy apartament, jeżeli pomożesz mi
zemścić się na synu Lucjusza i Narcyzy.
Brunet przez chwilę zastanawiał się, po czym odparł:
— Jak chcesz nas stąd wyciągnąć?
Wesele obojgu mijało zdecydowanie szybko. Na parkiecie wirowały młode, zakochane
pary i starsze małżeństwa. Hermiona tańczyła właśnie z kolegą z drużyny Dracona,
gdy podszedł do niej pan młody i zaproponował odbijanego.
— Jak się bawisz, moja żono? — zapytał, szeroko się uśmiechając. —
Mmm… Uwielbiam te słowa — moja żona — powtórzył, spoglądając głęboko w ukochane
oczy.
— Znakomicie, mężu — szepnęła zmysłowo, nachylając się do ucha blondyna. — I myślę, że nasi goście również
bawią się wyśmienicie — dodała, spoglądając na pozostałe osoby w namiocie. — Szkoda, że Ron i Harry nie dali
radę przyjechać — powiedziała z nutką rozżalenia w głosie.
— Na pewno przyjechaliby, gdyby tylko mogli — stwierdził pewnie Draco. — Przecież słyszałaś o tej ucieczce
z Azkabanu, musieli zostać i zorganizować aurorów — dodał, mocniej przyciągając
ją do siebie.
O godzinie dwudziestej w całym namiocie zgasły światła, a do środka
wjechał sześciopiętrowy tort. Czarna czekolada rozlewała się po białych
piętrach. Natomiast czerwone truskawki idealnie wkomponowały się w cały wygląd
ciasta. Na samej górze znajdowały się dwie zaczarowane figurki, wyglądające
identycznie jak młoda para. Właśnie kończyły wykonywać skróconą wersję
pierwszego tańca, gdy z ich maleńkich różdżek wystrzeliły kolorowe iskry,
przypominające zimne ognie. Draco razem z Hermioną pokroili tort, po czym
zajęli swoje miejsca.
Przez cały wieczór obserwowali zadowolonych i uśmiechniętych gości, na
przemian tańcząc z kimś z rodziny lub znajomych. W pewnym momencie poczuła, jak
jej mąż staje się spięty. Skierowała swój wzrok w miejsce, w które patrzył Draco
i zobaczyła wysoką kobietę na oko czterdziestoparoletnią. Czarne włosy upięte
były w misterny kok i upiększone spinką w kształcie srebrnego kruka. Długa,
czarna suknia opinała ciągle jędrny biust, który uwydatniał głęboki dekolt w
kształcie serca. Długie rękawy odsłaniały nadgarstki, które ozdobione były
srebrzystą bransoletką wysadzaną zielonymi kamieniami. Idealnie pasowała ona do
długiego naszyjnika i kolczyków. Blada cera kobiety podkreślała jej czarne jak
heban oczy, wokół których pojawiły się już zmarszczki. Ciemna kredka
podkreślała duże oczy, a czerwona szminka uwydatniała powabne usta. Poważny
wyraz twarzy sprawiał, że wyglądała na osobę wyjętą wprost z arystokratycznego
rodu czarodziejów. Nim Hermiona zdążyła zastanowić się, kim jest owa dama,
kobieta stanęła naprzeciw niej, mierząc nienawistnym spojrzeniem blondyna.
— Draco Malfoy — Jej głos przypominał syk jadowitej żmii. — Cóż za miłe spotkanie.
Mężczyzna spiął się jeszcze bardziej, a jego twarz przyjęła maskę
obojętności, którą brunetka tak dobrze znała z czasów szkolnych.
— Miriam. — Skinął
delikatnie głową na przywitanie.
— Nie spodziewałem się zobaczyć ciebie tutaj — dodał, uważnie przyglądając się
przybyłej. Kobieta uśmiechnęła się mrocznie, swój wzrok kierując na panią młodą.
— Może przedstawisz mnie swojej pięknej żonie?
Hermiona poczuła nieprzyjemny dreszcz spowodowany przerażającą pustką,
jaką zobaczyła w oczach czarnowłosej.
— Nie wydaje mi się to konieczne, wątpię, abyście spotkały się jeszcze
kiedykolwiek — odpowiedział blondyn, wyraźny nacisk kładąc na końcówkę zdania.
Gryfonka zdziwiła się wrogą postawą swojego męża, jednak postanowiła się nie
wtrącać i zapytać go o to później.
— Nigdy nie wiadomo. — Uśmiechnęła się ironicznie, po czym ponownie
zwróciła wzrok na brunetkę. — Nazywam
się Miriam Fawley. — Wyciągnęła
rękę w kierunku Hermiony. Zdziwiona brunetka stała skonsternowana chwilkę, bez
żadnej reakcji, po czym ujęła dłoń kobiety.
— Czy… — Chciała zadać pytanie, jednak czarnowłosa jej przerwała.
— Tak, mój dziadek był Ministrem Magii w latach 1925-39 i jednym z
pomysłodawców Skorowidzu Czystości Krwi, z którego do tej pory korzystała
również rodzina Malfoyów, ale widzę, że chyba gdzieś im się on zapodział —
powiedziała złośliwie.
Policzki Hermiony przybrały czerwony
odcień zwiastujący wybuch gniewu. Jednak zanim zdążyła się odezwać, Draco z
odrazą w głosie powiedział:
— Spaliłem go, jak i resztę tych bzdur, które podobni tobie i twojej
rodzinie wypisywali przez lata. — Spojrzał głęboko w oczy Miriam, które
pozostały niewzruszone, po czym dodał — Swoją drogą, jak twój brat? — zapytał
niby od niechcenia.
Źrenice kobiety gwałtownie się zwęziły, a uśmiech zniknął z jej
czerwonych ust. Niebezpieczny błysk zagościł w jej spojrzeniu. Zrobiła krok do
przodu i nachyliła się nad uchem Gryfonki.
— Żyj w tej bajce, póki możesz, bo nie każda kończy się happy endem —
syknęła i zanim ktokolwiek zdążył zareagować, zniknęła w kłębach czarnego dymu.
Powstało lekkie zamieszanie, nad którym państwo młodzi zdołali zapanować
w kilka minut. Po chwili wszystko wróciło do normy. Pary tańczyły na parkiecie.
Starsi siedzieli przy stołach i wesoło rozmawiali. Jedynie w sercach młodego
małżeństwa pozostało coś, czego nie byli wstanie określić. Jedno spojrzenie na
Hermionę sprawiło, że Draco postanowił zabrać ją na taras, aby zażyła trochę
świeżego powietrza. Objął ją w tali i poprowadził w stronę drzwi balkonowych, a
dalej w kierunku ogrodu. Usiedli na kamiennej ławce i przez chwilę oboje
milczeli. Pierwszy odezwał się blondyn.
— Fawleyowie i Malfoyowie byli kiedyś bliskimi przyjaciółmi, mój ojciec
bawił się za dzieciaka razem z Miriam. Od ich najmłodszych lat wiadome było, że
w przyszłości zostaną małżeństwem. Nasze rodziny spędzały wspólnie każde
święta, weekendy, wyjeżdżali wspólnie na Cape Code, gdzie mieli sąsiadujące ze
sobą letnie rezydencje. Wszystko układało się idealnie do momentu, w którym
moja rodzina poznała na przyjęciu w Ministerstwie rodzinę Blaków, którzy byli
lepiej sytuowani od Fawleyów. Dodatkowo Lucjusz znał Narcyzę ze szkoły, a była
ona uważana za najpiękniejszą uczennicę tamtych czasów. Była najmłodszą córką
Druelli Rosier i Cygnusa Blacka III. Dziadkowie po prostu szaleli na punkcie
matki i koniecznie chcieli wydać ją za kogoś godnego jej ręki oraz takiego, kto
będzie o nią dbał i kochał ją nad życie. Za owego uznali mojego ojca. Po jednym
z co niedzielnych lunchów ich rodzice zdecydowali, że małżeństwo Lucjusza i
Narcyzy będzie idealna transakcją i pięknym przedłużeniu linii czystej krwi.
Dodatkowo wszelkie powiązania i koalicję świetnie wpłyną na rozrost koneksji
obu rodzin. W ten sposób pod koniec lat 70 moja mama zmieniła nazwisko na
Malfoy, a wojna między Fawleyami i nami rozpoczęła się na dobre. Skończyły się
spotkania, wspólne wakacje i święta. Matka opowiadała mi kiedyś, po tym jak
poznałem Miriam, że, gdy ojciec się jej oświadczył, Fawley wpadła w taki szał,
że zniszczyła jedną z mugolskich wiosek. Nic z niej nie zostało. Ostatni raz
widziałem ją na procesie jej brata. Skazali go za śmierciożerstwo, głównie
dzięki zeznaniom moich rodziców. Poprzysiągł wtedy zemstę na całej naszej
rodzinie. Niestety, jak wiesz zapewne z gazet, kilka lat po jego procesie oboje
zginęli lecąc na wakacje właśnie do Cape Code — westchnął. — Po tylu latach nadal czuję
ukłucie w sercu, gdy wspominam tamte czasy. Wiesz, że dogadałem się z ojcem? Byliśmy prawdziwą rodziną.
Miałem lecieć z nimi, ale Potter potrzebował mnie w Ministerstwie w sprawie
jakiegoś śmierciożercy planowałem dołączyć do nich następnego dnia. Niestety,
już nie zdążyłem. — Ukrył twarz w dłoniach.
— Boże, Draco, nigdy mi o tym wszystkim nie mówiłeś — szepnęła kobieta. — Nie wiedziałam, że aż tak
przeżyłeś ich śmierć, kochanie.
— Przytuliła go najmocniej jak potrafiła.
— Doskonale rozumiem, co czujesz — dodała zasmucona. Jej rodzice zginęli
podczas rejsu po oceanie. — Teraz
już nie jesteś sam i nie będziesz, od dzisiaj ja jestem twoją rodziną. — Delikatnie złapała za jego dłonie
i odsłoniła jego twarz. — Kocham
cię i zawsze będę z tobą.
— Ja ciebie też. — Pochylił
się i złożył na jej ustach słodki pocałunek. — Chciałbym, abyś powiedziała mi, co takiego szepnęła ci
Miriam do ucha — poprosił, patrząc głęboko w jej oczy.
— Że mam szczęście, mając takiego męża. — Uśmiechnęła się.
— Chyba jest zazdrosna — dodała udając rozbawienie i wstała z ławki, ciągnąc za
sobą nie do końca przekonanego męża.
Wrócili pod namiot i zatańczyli
jeszcze kilka tańców razem oraz ze swoimi gośćmi. O północy podano płonące lody,
po których tradycyjnie młoda para ulotniła się, zmierzając na swój miesiąc
miodowy.
Nim się obejrzeli, stali na balkonie luksusowego hotelu na Hawajach.
Mieli tu spędzić cały miesiąc miodowy. Blondyn uwodzicielsko spojrzał na
brunetkę i z uśmiechem na ustach zaczął powoli pochylać się w jej stronę, z
każdą sekundą zmniejszając dzielące ich milimetry. Delikatny z początku
pocałunek przemienił się w pełen pasji i skrywanej tęsknoty. Draco wplótł
delikatnie swoją dłoń w loki brunetki i mocniej przyciągnął ją do siebie. Hermiona nie pozostawała mu dłużna,
namiętnie oddając jego pocałunki. Powoli, z namaszczeniem, delektując się każdą
sekundą, pozbywali się swoich ubrań. Najpierw na miękkim dywanie wylądował
garnitur mężczyzny, a po chwili dołączyła do niego koronkowa suknia ślubna pani
młodej. Ta noc miała pozostać w ich pamięci na długie lata.
Tym razem tekst się pięknie dodał :D
OdpowiedzUsuńI teraz jest o wiele lepiej. ;)
OdpowiedzUsuńW końcu nie pędzisz i tekst czyta się z przyjemnością, jakiej odrobinę brakowało wcześniej. Dziękuję, że się posłuchałaś i zwolniłaś. :D
Było słodko i jednocześnie gorzko za sprawą rodzeństwa Fawley. Jestem ciekawa, jak się dalej rozwinie sytuacja. Tylko... Nie poturbuj ich za bardzo, dobrze? Ma być w końcu happy-end!... Bo będzie?
Pozostało czekać i życzyć weny, byś szybko wróciła z nowym rozdziałem. ;)
Pozdrawiam,
Cassie :)
wieczne-pioro-cassie.blogspot.com
Jaaakie cudooo. I tak powoli wszystko się rozwija! Uwielbiam, chyba najlepszy Twój rozdział jak dotąd! ;* i Olivier oj on namiesza. Jeszcze raz cudo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, weny życzę
Julka ;)
Jeju, ten rozdział to ideał. Na korzyść wyszły opisy i zwolnienie fabuły. Mam teraz wrażenie, że poprzednie pięć były napisane w tak ,,szybki" sposób, by wprowadzić w nas w sytuację Draco i Hermiony.
OdpowiedzUsuńA teraz może rozpocząć się prawdziwa akcja...
Nie mogę doczekać się, jaki udział w tym wszystkim będą mieli Fawley'owie.
Gorąco pozdrawiam i życzę duuużo weny :* Johanna Malfoy
Nominowałam Cię do LBA :) Po szczegóły zapraszam na:
OdpowiedzUsuńciemna-strona-dobra.blogspot.com/2015/11/liebster-blog-award-ii.html
Urocze jest to ich szczęście. Piękny rozdział. Ciekawa jestem co wniesie do akcji Miriam, jej brat, bo domyślam się że ten mężczyzna z Azkabanu nim jest oraz Olivier.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!