Witam wszystkich
:)
Jak tam Andrzejki
:) ? Mam nadzieję, że udane :) Bardzo chciałam podziękować wszystkim za
komentarze :) Są dla mnie bezcenne, gdy moja wena gdzieś znika :) Doceniam to,
że poświęcacie swój czas, aby dać mi znać co sądzicie o każdym rozdziale :)
życzę miłego czytania i mam nadzieję, że spodoba się Wam dzisiejsza część mimo, że brak w niej Dramione :)
pozdrawiam Wasza
Dreamer
Ciemny pokój wypełniały kłęby
szarego dymu. Wysoka kobieta siedziała w głębokim fotelu obok kominka, paląc srebrną
fajkę ozdobioną krukiem tego samego koloru. Jej myśli skupione były wokół
wspomnień z dawnych młodzieńczych lat. Gdy była jeszcze naiwną, młodą gąską.
—
Jesteś taka piękna — szeptał młodzieniec z długimi, jasnym włosami. Jego
stalowoszare tęczówki badały każdy centymetr ciała czarnowłosej kobiety.
Delikatnie przesuwał opuszkami palców po jej jedwabistym ciele. — Kocham cię — dodał,
zmysłowo całując jej szyję. Powoli schodził co raz niżej pieszcząc ustami
rozgrzana skórę.
— Przestań — warknęła —
rozpamiętywanie nic ci nie da. — Jednak umysł nie słuchał, podsuwając jej
kolejny obraz z przeszłości.
Słoneczny
dzień w ogrodzie rezydencji w Cape Code. Po wystawnym obiedzie członkowie dwóch
czystokrwistych rodzin usiadły na ratanowych meblach, rozmawiając o przyszłości
swoich dzieci.
—
Abraxasie, twój syn zmężniał ostatnimi czasy — stwierdziła Farona Fawley.
—
To samo tyczy się waszego syna. Zapewne razem z Hectorem wybierają się na te tajemne
wyprawy? — zapytał blondyn. — Ile młodszy jest od naszego Lucjusza?
—
Jakieś cztery lata — odparł czarnowłosy. — I dwa od naszej Miriam. — Uśmiechnął
się, spoglądając na młodych siedzących pod drzewem. — Ich małżeństwo będzie
doskonałe — dodał zadowolony.
—
Zgadzam się z tobą — przytaknął Malfoy. — A ile przyniesie nam wszystkim
korzyści i jak rozszerzy nasze wpływy w Ministerstwie!
Tak, Malfoyom zawsze chodziło
o prestiż, koneksje i idące za tym wszystkim pieniądze. Nigdy nie obchodziły
ich uczucia innych. Po trupach do celu, jak to mówili.
Kobieta
gwałtownie wstała i ruszyła do przeciwległej strony pokoju, w której znajdował
się barek. Otwarła go i wyciągnęła karafkę ze stuletnią whiskey. Szklanka,
którą napełniła alkoholem, odkryła swój mroczny kształt czaszki wycięty w
wewnętrznej stronie szkła.
Oparła obie ręce o biurko, a
przed jej oczami pojawił się kolejny niechciany obraz.
Mała
dziewczynka, około czteroletnia, siedziała zapłakana na drewnianej huśtawce
zwisającej z drzewa. Jedna po drugiej łzy skapywały po jej bladej cerze. Nie
zauważyła, gdy obok niej stanął sześcioletni blondynek.
—
Miri, co się stało? — zapytał, kucając przed nią.
—
Rodzice znowu się pokłócili.
Chłopczyk
podał jej swoją chusteczkę z wyhaftowanymi inicjałami L.M.. Dziewczynka nie
musiała nic więcej mówić. Wszyscy wiedzieli, że Fawleyowie to małżeństwo z
charakterem. Latająca zastawa nie była niczym dziwnym, podczas kłótni padały
niewybredne epitety, a biedne dzieci często były świadkami tych awantur.
—
Miri. — Chłopczyk spojrzał głęboko w oczy czarnowłosej. — Obiecuję cię stąd
zabrać, gdy zostaniesz moją żoną. W naszym domu nie będzie kłótni. Będziemy
szczęśliwi.
Dziewczynka
wtuliła się w ramiona małego blondynka, wierząc w każde jego słowo.
— Parszywy kłamca — syknęła
kobieta i cisnęła szklankę w płomienie w kominku. Poczuła, że w jej oczach
zaczynają pojawiać się łzy. — O nie, głupia, obiecałaś sobie, że już nie
wylejesz ani jednej! — Wzięła kilka głębszych wdechów, a w jej głowie pojawiło
się kolejne wspomnienie.
—
Ojcze, dlaczego mi to robisz?! — krzyczała jedenastoletnia dziewczynka. — Wszyscy
moi znajomi idą do Hogwartu! Nie chcę się uczyć w Beauxbatons!
—
Wszystkie kobiety w rodzinie twojej matki uczęszczały do szkoły we Francji i ty
również będziesz, czy tego chcesz, czy nie — powiedział i zaczął czytać papiery
leżące na biurku, dając tym samym córce do zrozumienia, że nie zmieni zdania, a
rozmowa jest zakończona.
Wściekła
i rozżalona wybiegła z letniej rezydencji i udała się zapłakana na plażę. Wiatr
targał jej długie włosy, gdy usiadła na piasku, podkurczając nogi i obejmując
je ramionami. Po zaróżowionych policzkach spływały słone łzy. W takiej pozycji,
kilka godzin później, znalazł ją Lucjusz. Usiadł obok niej i objął ramieniem.
Dziewczynka wtuliła się w niego i rozpłakała na dobre. Blondyn siedział jedynie,
nic nie mówiąc i pozwalając się jej wypłakać. Oparł swoją głowę o jej, a jego
długie, blond włosy opadły im na twarz, łaskocząc dziewczynę. Po chwili
milczenia zapytała:
—
Już wiesz, prawda? — Blondyn przytaknął ze smutnym uśmiechem. - I co teraz zrobimy?
— dodała, starając się powstrzymać kolejne łzy.
—
Nie mamy zbyt wielkiego wyboru — odpowiedział.
—
Mogę uciec z domu do końca wakacji, a we wrześniu pójdę do Hogwartu, Dumbledore
na pewno mnie przyjmie. — Spojrzała głęboko w oczy trzynastolatka.
—
Wiesz, że to niemożliwe — powiedział. — Nie martw się. — Przytulił ją mocno. —
Będziemy się widywać w święta i wakacje, będę do ciebie pisać, a ty do mnie. —
Popatrzył w czarne smutne oczy i dodał — Zawsze będę cię kochać bez względu na
wszystko...
— Przeklęta naiwność — warknęła
kobieta.
Co prawda dotrzymał prawie
wszystkich obietnic, oprócz jednej - przestał ją kochać, kiedy poznał Narcyzę.
Wszystko skończyło się w wakacje, gdy miała szesnaście lat.
Pogoda
chyba współgrała z jej nastrojem — z nieba spadały ogromne krople, mocząc jej
czarne włosy. Naprzeciwko niej stał blondyn z rękami w kieszeni. Jego szare
oczy wyrażały smutek i żal.
—
Nic nie mogę zrobić, to decyzja rodziców — szeptał. — Muszę być posłuszny. — Kopnął
leżący na ziemi kamień.
Dziewczyna
stała nieruchomo, pozwalając, aby deszcz zmoczył jej błękitną sukienkę.
—
Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz? Miałeś tyle okazji, by mi o tym napisać,
przygotować mnie na to. — Starała się nie wybuchnąć płaczem.
—
Myślałem, że lepiej będzie, gdy powiem ci o tym prosto w oczy.
Miriam
patrzyła na niego tępo, zastanawiając się, co się właściwie działo. Przecież
mieli wziąć ślub za kilka lat. Przyjaźnili się od dziecka, kochali. A może to
tylko ona kochała?
—
Kochasz ją? — zapytała, patrząc w szare oczy blondyna.
—
Oczywiście, że nie! — krzyknął. — Kocham ciebie! — Chciał do niej podejść i ją
przytulić, jednak mu na to nie pozwoliła.
—
Kłamiesz — syknęła. — Widziałam ją. — Zamknęła oczy. — Jest dużo ładniejsza ode
mnie, wygląda jak wila — szepnęła. — Jak mogłeś mi to zrobić? Oszukałeś mnie! —
krzyknęła i odwróciła się, biegiem opuszczając załamanego blondyna.
Miriam usiadła z powrotem w
fotelu obok kominka i zasępiła się. Te wspomnienia bolały, jednak te ,które
schowała daleko w głębinach umysłu, kryły prawdziwy ból. Obiecała sobie, że
nigdy do nich nie wróci. Nie po jego śmierci.
Stara,
drewniana opuszczona chata. Po środku ogromnego zrujnowanego salonu stały dwie
postacie. Wysoka kobieta ubrana w czarny płaszcz z kapturem, który skrywał w
cieniu jej twarz oraz mężczyzna w ciemnej pelerynie, na którą opadały pasma
mokrych, blond włosów. Za oknem panowała zawierucha zwiastująca nadchodzącą
katastrofę.
—
Wysłuchaj mnie — mówił zdenerwowany. - Ja już tak dłużej nie mogę.
Dziewczyna
opuściła kaptur, ukazując swoje długie, lśniące, czarne włosy i twarz z
delikatnym makijażem.
—
To już mnie nie dotyczy — warknęła. — Sam rozwiązuj swoje problemy. — Odwróciła
się z zamiarem opuszczenia swojego towarzysza, jednak on podszedł do niej w
kilku krokach i złapał za rękę. Czarnowłosa spojrzała w jego szare oczy z
irytacją.
—
Właśnie to próbuję ci wytłumaczyć — szepnął niepewny.
—
Jak śmiesz? — syknęła. — Jak możesz być tak bezczelny? — Dodała, patrząc mu w oczy.
— Po tym wszystkim, co przez ciebie przeszłam… — Zrobiła krok do przodu,
dźgając Lucjusza czerwonym paznokciem w klatkę piersiową. — Po trzech latach
milczenia, wysyłasz mi sowę z wiadomością, że chcesz się spotkać, na dodatek w
tym miejscu – warknęła, okręcając się wokół własnej osi z rozłożonymi rękoma.
Wspomnienia z tamtej nocy odżyły w niej w momencie przekroczenia progu tego
domu. To był jej pierwszy raz. Lucjusz zadbał o wszystko, czuła się wtedy taka
szczęśliwa i wszystko po to, by rok później zostać sama. — Dlaczego mi to
robisz? Chcę o tym zapomnieć — syknęła, cofając się o krok.
—
Wiem, że masz o mnie najgorsze zdanie, ale nie mogłem postąpić wtedy inaczej,
wiesz jak ogromny wpływ miał na mnie ojciec. — Westchnął. — Przez cały ten czas
usiłowałem o tobie zapomnieć, ale nie potrafię tego zrobić. — Podszedł do
kobiety i złapał ją za ręce. — Kocham cię — szepnął, patrząc głęboko w czarne
oczy kobiety.
-
Nie wierzę ci — warknęła. — Już raz dałam ci się nabrać, nigdy więcej. — Chciała
wyrwać dłonie z jego uścisku, ale nie pozwolił jej na to. — Puszczaj — syknęła.
—
Nie — odpowiedział. — Nie wypuszczę cię po raz drugi. Myślisz, że nie
buntowałem się ojcu przed jego decyzją o całym moim życiu? — warknął. — Myślisz,
że mnie słuchał? Miał gdzieś moje zdanie i to, co ja chcę — westchnął,
ściszając głos. — Musisz wiedzieć, że nie kłamię, znasz mnie już tak długo. — Popatrzył
na nią z nadzieją. — Miri...
Czarnowłosa
spojrzała w szare tęczówki, które nadal tak kochała, mimo wszystko, mimo czasu,
który upłynął. Zobaczyła w nich smutek, żal, miłość i determinację. Nie kłamał.
Naprawdę ją kochał. Delikatny, nieśmiały uśmiech rozświetlił twarz kobiety.
—
Co chcesz teraz zrobić? — zapytała, a oczy blondyna zaiskrzyły radośnie.
—
Uciekniemy — powiedział pewnie Lucjusz. — Jutro, tutaj, o tej samej porze —
dodał i przybliżył swoją twarz do twarzy kobiety, spojrzał w jej oczy, a gdy
zobaczył figlarne iskierki, które tak uwielbiał, musnął delikatnie usta Miriam,
która odpowiedziała niepewnie na ten pocałunek. Początkowo subtelna, powolna pieszczota
przemieniła się w dziką pasję połączoną z tęsknotą, która sprawiła, że po
chwili na podłodze wylądowały płaszcz i peleryna, a dwa spragnione siebie ciała
zatańczyły razem w tańcu namiętności. Miłość odżyła, napełniając serca nadzieją.
Samotna łza spłynęła po
policzku kobiety. Wstała i nalała sobie kolejną szklankę bursztynowego płynu.
Zamykając oczy, delektowała się jego smakiem, który przynajmniej na chwilę koił
jej ból. Jej wzrok mimowolnie spoczął na przepięknej czerwonej róży, która
stała w szklanym wazonie na stoliku obok wejścia. Smutny uśmiech zagościł na
jej ustach.
Nie
wiedziała, ile czasu czekała na Lucjusza następnego dnia. Godzinę, pięć, cały
dzień? Gdy kolejnego dnia wstało słońce, zrozumiała, że blondyn się nie pojawi.
Powoli podniosła się z poniszczonej podłogi i wtedy ją zobaczyła. Czerwoną
różę, która lewitowała w powietrzu. Do jej łodygi przytwierdzona była
karteczka. Kobieta podeszła niepewnym krokiem do kwiatka i sięgnęła po biały
papier, który otworzył się pod wpływem jej dotyku. Mimowolny, smutny uśmiech
pojawił się na jej czerwonych ustach, gdy usłyszała znajomy głos.
—
Tyle przed nami lat... Samotnych lat... Jedna dusza... Dwa ciała… Na zawsze
połączone... Nie teraz... Nie jutro... Ale w wieczności splecione...
Kilka
samotnych łez spadło na zakurzoną podłogę. Zrozumiała. Nie pozwolili mu odejść.
Jakże byli naiwni myśląc, że
Abraxas pozwoli im być razem. Opuszkami palców dotknęła krwistych płatków
kwiatu.
Następnego dnia przeczytała,
że wioska, w której znajdowała się stara chata, została kompletnie zniszczona
przez burzę, która panowała nad nią od kilku dni. Natomiast w świecie
czarodziei powstała plotka jakoby Miriam w szale zazdrości wywołanej
zaręczynami Lucjusza i Narcyzy zrównała wioskę z ziemią. Przecież gdyby to była
prawda, Wizengamot zesłałby ją do Azkabanu, a tak się nie stało. Pokiwała głową
z roztargnieniem i zamknęła oczy, pozwalając kolejnemu wspomnieniu zalać swój
umysł.
Siedziała
na ławce w ogrodzie, czytając Proroka Codziennego. Jej uwagę przykuł artykuł na
drugiej stronie, który głosił:
Lucjusz oraz Narcyza Malfoyowie
z największą przyjemnością informują
o przyjściu na świat swojego pierworodnego
syna,
któremu nadali imiona Dracon Lucjusz.
Pani Malfoy czuje się dobrze i już za kilka
dni wraz nowym członkiem rodziny weźmie
udział w sesji, specjalnie dla
naszego tygodnika...
Dalej
już nie czytała, w jej żołądku pojawiła się ogromna gula. To imię. Usłyszała
szelest skrzydeł, a gdy uniosła głowę ujrzała ogromną, czarną sowę. Doskonale
wiedziała do kogo ona należała. Delikatnie odwiązała list i przywołała skrzata,
któremu kazała nakarmić i napoić sowę. Korespondencja zapieczętowana była jego
herbem rodowym. Chwilę wahała się czy w ogóle ją otwierać, jednak ciekawość
wygrała.
Droga Miri,
Wiem, że nie
spodziewałaś się tego listu, jednak wolę, abyś usłyszała to ode mnie, a nie
przeczytała w jakimś szmatławcu. Dnia 5 czerwca 1980 roku urodził się Dracon
Lucjusz Malfoy, mój pierworodny syn. Na pewno zauważyłaś, że nosi imię, które
wspólnie kiedyś wybraliśmy dla naszego dziecka. Nie wiesz nawet, jak bardzo
chciałbym, byś to Ty była jego matką. Podejrzewam, że nienawidzisz mnie z
całego serca, pamiętaj jednak, że ja zawszę będę Cię kochał, bez względu na
wszystko. Mam nadzieję, że kiedyś będziesz w stanie mi wybaczyć.
Na zawsze Twój
L. M.
— Co za brednie! — warknęła,
pociągając spory łyk alkoholu. — Gdyby mnie kochał, nigdy by mnie nie zostawił.
Rozgoryczona spojrzała jeszcze raz na różę. Kiedyś zastanawiała się, jakim
cudem kwiat nie wiądł, do dnia, gdy spotkała go ponownie.
Spóźniona
Miriam biegła w stronę Ministerstwa Magii. Dzisiaj miała odbyć się rozprawa jej
młodszego brata za śmierciożerstwo. Prosiła, groziła, nawet płakała, jednak on
jej nie słuchał, gdy próbowała odwieść go od służby Czarnemu Panu. Powtarzała,
że ta nienawiść go zniszczy, że Voldemort dba tylko o siebie. Teraz nie mogła
mu już pomóc. Dopuścił się tylu zbrodni podczas tej przeklętej służby, że nawet
Potter by mu nie pomógł. Z resztą Fabian nie chciał pomocy. Nadal uważał, że to,
co robił było słuszne.
Kiedy
dobiegła pod salę, jej serce stanęło na kilka sekund, tylko po to, aby za
chwilę puścić się szaleńczym tempem. Na ławce obok drzwi siedział ubrany na czarno Lucjusz.
Jego platynowe włosy opadały mu kaskadą na plecy. Stalowoszare tęczówki uważnie
przyglądały się przybyłej. Przez moment zobaczyła w nich radość, która równie
szybko zniknęła. Kiwnął jej lekko głową, na co ona jedynie pokiwała swoją w
roztargnieniu i usiadła na pustej ławce.
Okazało
się, że rozprawę przesunięto o godzinę. Po chwili usłyszała stukot butów. Gdy
podniosła wzrok, zauważyła, jak blondyn kiwa głową, sygnalizując tym, by poszła
za nim. Odczekała kilka sekund, sprawdziła, czy Narcyza się nie patrzy i
ruszyła powolnym krokiem w kierunku korytarza, za którym zniknął mężczyzna.
Zauważyła,
jak wchodził do jakiegoś pomieszczenia. Gdy otwarła drzwi, blondyn naparł na
nią swoim ciałem i namiętnie pocałował. Trwało to zaledwie chwilę, jednak
wystarczyło, aby pobudzić jej ciało, które od tak dawna nie było zaspokojone.
Rozbiegane czarne oczy natrafiły na stalowoszare oczy Lucjusza, który uśmiechał
się figlarnie. Tak bardzo za nim tęskniła, że nawet nie myślała, co robiła,
zdejmując z niego koszulę. Pozwoliła jego dłoniom błądzić po jej rozgrzanym
ciele. Lucjusz całował ją z taką pasją, jak za dawnych lat, gdy byli jeszcze
nastolatkami. Jego gorący oddech na jej szyi powodował przyjemne ciarki na
całym ciele. Delikatnie, niby przez przypadek, przygryzł płatek jej ucha,
stopniowo schodząc ustami co raz niżej. Po minucie jej biała, elegancka bluzka
wraz z biustonoszem leżały na ziemi obok drzwi. Mężczyzna zabrał się za
rozpinanie jej spódnicy, a ona pomogła pozbyć się jego spodni. Blondyn uniósł
ją i skierował się w stronę biurka, z którego zwalił stertę papierów. Od tak
dawna tego pragnęła, że nawet nie pomyślała o tym, jak bardzo będzie tego
żałować później. Zaraz oboje stali się jednością. Ich zbliżenie było namiętne,
pełne pasji i tęsknoty. Chwilę później oboje zapinali guziki koszul. Czekała
ich długa rozmowa, a nie mieli zbyt wiele czasu.
—
To nie może się więcej powtórzyć — powiedziała drżącym głosem.
—
Nie podobało ci się? — zapytał rozbawiony blondyn.
—
Nie o to chodzi. Masz żonę, syna, ja źle się z tym czuję — stwierdziła, poprawiając
swoje lśniące włosy.
Mężczyzna
westchnął, doskonale rozumiejąc, co kobieta miała na myśli.
—
Nie widzieliśmy się tyle lat. — Podszedł i przytulił ją do siebie. — Chciałbym
wiedzieć, co u ciebie słychać.
Kobieta
zaśmiała się ironicznie i wyplątała się z jego uścisku.
—
Żarty sobie robisz? — zapytała gniewnie. — Dziś jest przesłuchanie mojego brata,
gdybyś nie pamiętał — dodała i spojrzała na niego — A ty z twoją wielmożną małżonką
zeznajecie przeciwko niemu.
—
Wiesz, że nie mogę inaczej — powiedział, patrząc jej w oczy.
—
Ach, oczywiście, ty NIGDY nie możesz inaczej — prychnęła. — Zawsze musisz robić
to, czego od ciebie oczekują. — Odwróciła się i chciała wyjść, jednak on złapał
ją za rękę. — Znowu to samo. Tym razem mnie nie przekonasz — stwierdziła.
—
Nie będę próbował — powiedział smutno. — Już dość krzywdy ci wyrządziłem — dodał
i na chwilę zamilknął, przyglądając się jej uważnie. — Zastanawiałaś się kiedyś,
dlaczego róża, którą dałem ci przed laty, nie więdnie?
Kobieta
zamrugała kilkakrotnie powiekami.
—
Dlaczego? — szepnęła.
—
Nie zwiędnie tak długo, jak długo będę cię kochał, czy żywy, czy martwy —
powiedział z delikatnym uśmiechem, zbliżając się do niej.
—
To nic nie zmienia — stwierdziła. — Nie możemy cofnąć czasu ani twoich decyzji,
zostawiłeś mnie wtedy i nawet nie próbowałeś negować plotek o tym, że
zniszczyłam w furii jakąś wioskę — powiedziała, kręcąc głową. Blondyn złapał ją
za podbródek, zmuszając, aby popatrzyła na niego.
—
Na słowo mi nie uwierzysz, dlatego masz to — powiedział i za pomocą różdżki
wyciągnął z głowy swoje wspomnienie tamtego dnia i kilku następnych. Wziął małą
fiolkę leżącą koło biurka i zamknął w niej białą mgiełkę. — Temu będziesz
musiała uwierzyć. — Podał jej szklany pojemniczek i ostatni raz pocałował w
usta. Jeszcze raz spojrzał w jej czarne oczy i opuścił pomieszczenie.
Kobieta wstała, kierując się
do barku, z którego wyjęła fiolkę z białym płynem. Rozmowa, jaką odbył Lucjusz
z Abraxasem tamtego dnia, nie należała do przyjemnych. Teraz rozumiała,
dlaczego nie mogli być razem. Wybaczyła mu wszystko i od tamtej pory spotykali
się potajemnie w domku w górach, który należał do jej babki. Tam tez widziała
go dzień przed jego śmiercią, gdy obiecywał jej, że wróci niedługo i znowu się
spotkają. Rodzina zawsze była dla niego najważniejsza. Szczególnie wtedy, gdy
pogodził się z synem. Przez to tak bardzo ich nienawidziła. Narcyza była wyniosła,
zawsze patrząca z góry na wszystkich i wszystko. Może i była dobrą matką i
osobą, udzielała się w wielu fundacjach charytatywnych. Miriam doskonale też
wiedziała, przez jakie piekło musiała przejść, podczas gdy jej mąż służył
Voldemortowi, który wybrał sobie ich dwór jako swoją siedzibę. Jednak nic nie
mogła poradzić na to, że po prostu jej nie cierpiała. Podczas gdy czarnowłosa
miała tylko kilka skradzionych chwil z Lucjuszem, Narcyza miała z nim całe
życie i dziedzica, który wdał się całkowicie w matkę i na nic nie zdało się
przekonywania Lucjusza, że są oni jak dwie krople wody. Ona widziała w nim syna
Narcyzy, która odebrała jej dwie najważniejsze osoby w życiu. Lucjusza i
Fabiana. Teraz Miriam będzie miała okazję zemścić się za wszystkie swoje
krzywdy na tym parszywym młodym Malfoy’u. Czekała na to tyle lat i wreszcie, po
tak długim czasie, miała doskonała okazję, aby spełnić swoje plany. Młody
Malfoy będzie cierpiał, a najlepszym sposobem na jego ból jest cierpienie jego
młodej pięknej żony.
— Strzeż się, Hermiono Malfoy,
nadchodzi kres twojego szczęśliwego życia. — Uśmiechnęła się ironicznie i
opróżniła szklankę z whisky.
Bardzo ciekawy rozdział, mimo że nie było w nim Dramione. Świetnie zastosowane retrospekcje i napisane opisy - po prostu bomba! Wątek Lucjusza i Miriam cudowny, bardzo smutny, ale i zachęcający do dalszego czytania ;)
OdpowiedzUsuńNa przestrzeni rozdziałów widać, jak się rozwijasz i mam nadzieję, że i kolejne części będą jeszcze świetniejsze od poprzednich :*
Gorąco pozdrawiam i życzę duuużo weny! Johanna Malfoy
Rozwijasz się, dziewczyno, rozwijasz! :D
OdpowiedzUsuńNie będę się rozpisywać, bo czas mnie goni, ale ogółem rozdział mi się podobał. ;)
Pozdrawiam,
Cassie :)
wieczne-pioro-cassie.blogspot.com
Supeer, chociaż żałuję że nie było tu nic z Dramione. Retrospekcje-strzal w 100000 naprawdę super! Czekam na dalszy rozwój ;)
OdpowiedzUsuńFajnie że objaśniłaś cała historię i pokazałaś tak dokładnie wspomnienia. Bardzo interesująca historia :) Przyznam że nie tego się spodziewałam. No ale czekam na ciąg dalszy!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Fajnie że objaśniłaś cała historię i pokazałaś tak dokładnie wspomnienia. Bardzo interesująca historia :) Przyznam że nie tego się spodziewałam. No ale czekam na ciąg dalszy!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam